Naprawa rzeczy
Od kiedy pojawiło się hasło reklamowe firmy Suzuki, które brzmi: Suzuki albo nic - wciąż nie mogę się uwolnić do negatywnych reakcji na jego widok. Przede wszystkim, pomijając wszystkie zalety pojazdów tej marki; kiedy otrzymuję taką wyraźną alternatywę - w pierwszym odruchu wybieram nic. Dlatego, że w świadomości tkwi myśl o dość sporej ilości opcji do wyboru. Po drugie bądź, co bądź ten pojazd z winy reklamy koduje się w pamięci niebezpiecznie blisko niczego, co z pewnością nie przydaje mu zalet (w myśl przysłowia na bezrybiu i rak ryba czy lepiej chodzić piechotą niż jeździć lichotą). Ponadto dość niebezpiecznie poddaje to hasło inteligencję odbiorcy w wątpliwość (tak jak inne - o ofercie nie dla idiotów - tutaj nie mam wyjścia, muszę skorzystać).
A przecież tkwi w nim duży potencjał na miarę skrzydlatych słów, które przy okazji uniezależnieniając się od swojego źródła, ciągną jednak za sobą o nim pamięć.
Rozwiązanie jest proste:
...albo Suzuki!
W ten sposób Suzuki staje się alternatywą dla każdego pojazdu niezależnie od jego klasy, a to oznacza naprawdę sporą konkurencję, ale i prestiż. Bo jak wiadomo chcielibyśmy jeździć Bugatti, ale nawet Fiat 126 p potrafi dać trochę radości. Tak więc marzenie każdego sprzedawcy, by potencjalni klienci zawsze zastanawiali się niezależnie od zamożności nad wyborem pomiędzy jego produktem, a produktami całej reszty świata tutaj ma szansę się spełnić.
Wybiegając myślą w przyszłość, można przewidzieć takie użycie zwrotu w sytuacji wydawałoby się bez trzeciego wyjścia - Iść do kina czy na basen. A może Suzuki?
Dobrej drogi! (Way of life - to hasło Suzuki jest bez zarzutu).